piątek, 9 stycznia 2015

Płynąć ponad prąd...


Śmiało płyń pod prąd na nieodkryty ląd
płynę przez siedem pradawnych mórz
znużony już, lunetą wypatrując przystani,
na niebie słońce i nocy mrok, spotykam Celtów,
gdzieś tam przystanę może już, niesie mnie wiatr
który poderwał żagle unoszące się nad horyzontem.
Staję rankiem na  łodzi podnosząc powoli lunetę
obracam głowę  szukając kawałka delikatnej ziemi.
Prąd znosił drewnianą delikatną łódź na bezkresy obojętnych uczuć,
przez zakręty smutku i nie pozostawionego na ustach pocałunku...
Płynąc tak w bezkresie czasu, usłyszałem jeden nocą głos
płyń przeciwnościom na wskroś, dziś pozostała tylko za zdradę złość.
Na piersi medalik z wielkim poświęceniem wiosłując bez wytchnienia.
Z oddali wypatrzyłem światło, zanikające i się delikatnie pojawiające.
Latarnik dzielnie stał na straży biegnących lat
mojego poszukiwania węzła miłości,
pocałunku, niosącego zamknięte powieki wyobraźni o tej jedynej tam gdzieś....
Wiej wiatr szepcąc mi na ucho o pocałunku, o świecie odległym
o woreczków srebrników nie wieki,
Widać ciszę i nadzieję radości
może tchnienie miłości a może rozmów szczerych i wielkich słów...
Przybijając do brzegu, klękam i całuje w dłonie tą która tam czekała...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli chcesz napisz kilka słów...
Kamil M.