piątek, 30 stycznia 2015

Sens życia





Siedzę na drewnianej ławce, gdzieś tam nad łąkami

jestem tam gdzieś pośród lasów, siedzę na kamieniu nad brzegiem morza

oglądam w Norwegii jak budzi się polarna zorza,

łapię płatek śniegu, patrząc jak powoli rozpływa się w nicości.

Zatrzymuje się przy starej wierzbie,

gdzieś na polu rwę truskawki i jabłka.

Jesienią grabię liście, jesienią porządkuję stare winogron kiście,

cały czas nie rozstaję się z miłością do skrzypiec

do tej jedynej muzyki, która potrafi dać mi życie.



Muzyka skrzypiec, ona daje natchnienie, ona pozwala mi nieść westchnienie

ona jest dotykiem, w przyrodzie, w smutku czy nie pogodzie.

Dźwięki strun, ta radość tak słodkość tam, budzi się wyobraźnia.

Wzmaga moją ciekawość budzi marzenia, uskrzydla i poszukuję...

Nowego wyzwania, nowego natchnienia nowej myśli nowego zakochania

Od rana z kubkiem kawy jest ze mną,

tuli mnie do siebie, nie odrzuci nie zasmuci,

nie sprawi bólu, i nie da mi obojętności

ta muzyka to moje życie, ta muzyka to teraz moje lekarstwo.



Przeszedłem mury nie do pokonania,

wszedłem na szczyty smutku i bólu

tak silnego i tak trawiącego serce aż po duszę

teraz zbudzony z letargu

odnajduje w samotności pewne wytchnie

zamyślenie, zauroczenie.



Skrzypce, jeden dźwięk jedno spojrzenie jedno maleńkie westchnie

i ratuje mi życie, ratuje mój każdy dzień, dobrze teraz wiem

jak mocno kocham i jak mocno wierzę w marzenia

jak muzyka uratowała moje kruchutkie życie.



Dzięki tym słowom, dzięki moje sile tworzenia,

nie upadłem, nie zrobiłem tego co chciałem

nie podpisałem krwią paktu z diabłem

wybaczyłem nie wybaczalne

pogodzony z życiem idę sam

nawet niech to będzie przez życie całe

ale tylko wolna dusza,

łzami kamienne serca skrusza.

środa, 28 stycznia 2015

Wiosenne oczekiwanie...



Tańczy watr, podśpiewując wesoło z brzozą samotnie szumiącą.
Wiatr podrywa skowronka dając mu motywację do operowego występu,
słuchaj zaczyna się melodia delikatnego wiosennego zgiełku.
Żaba swoje powie, bocian gdzieś nie daleko zaklekoce,
a tu na rogu żuraw szuka swojej Pani,
 do tańca i miłosnego różańca
na całe lato, burzowe namiętne ciche i jesienne...

Tu nad stawem,
 przy starej chacie,
 gdzie czas zniekształcił nawet gwoździe
siedzi sobie kwiatowa Pani, na kamieniu poprawiając suknię z kwiatów białą.
Mucha krzyczy, kwiaty rozkwitają,
wierzby na południowy wiatr do rozłożenia listków nadzieją się napawają…
Coś tam,
 gdzieś tam,
 ujadanie ciapka przy domowym ogródku…
Nie ma smutku,
 nie ma historii zimy,
 nie ma lodu,
 nie ma zamyślenia
idzie wiosenna Pani niosąc w koszyku, całe mnóstwo wiosennego rumoru.

I tak zaczyna się nowe życie,
 nowy dzień,
 nowe możliwości
nie ma miejsca na złości,
 nie wracam do historii i miłości.
Podziwiam świat,
podziwiam ten czas,
 pełen oddechu
oddaje się pasji,
 z tej właśnie wiosennej racji...

Koncerty i występy,
wracam budzę się, zaczynam żyć
wolność w płucach mam,
czekając na promień słońca
i ten wiosenny obraz
o którym wspominam już teraz..

piątek, 23 stycznia 2015

Zauroczenie


Zauroczenie



Siadam na drewnianym skrzypiącym krześle,

odrywam się powolutku po cichutku myślami od całego dnia

zamykam oczy i słyszę Cię, twój uśmiech

te delikatnie muskające spojrzenie

serce się raduje tętno przyspiesza

na buzi maluję pędzlem uśmiech

dłonie zaciskają długopis,

a w myślach widzę Ciebie

widzę duszę zaklętą w ciele.

Nie muszę mówić tak na prawdę Tobie wiele

byś wiedziała, byś nadzieją małą...



Szybko…

 Szybko…

 i cichutko

słowa,

nuty,

 dźwięki,

 łapię pióro do ręki.

Tam gdzieś poród gwiazd,

poranku przy wspólnej kawie

gdzieś w zoo,

gdzieś na koncercie

gdzieś w spojrzeniu, zawstydzeniu?

na drewnianej ławce spotkały się podobieństwa.



Przy kominku, w tańcu, z kieliszkami wina

w noc szumu wiatru,

 w deszcz,

 w śnieg

idę z Tobą na spacer trzymając ciepłą dłonią...



Siadam obok Ciebie całuje Cię

odgarniam włosy, przytulam i czuję szczęście...

Rankiem robię kawę w podzięce - przeciągasz się jak kot

obserwuje twój pierwszy uśmiech,

 twoje pierwsze muśnięcie stopą po podłodze.



Pocałunek na dzień dobry, jakiś taki pyszny wspaniały i drobny

dając nadzieję na następny dla nas dzień.

Powiedz czego pragnąć więcej?



Cały dzień myśli zatopione,

 cały dzień myśli zakochane

o tym jak wrócę i w domu Cię zastanę....

Tam gdzieś za kilka chwil otworzysz mi drzwi,

przytulisz i uśmiechniesz się to tak wiele? bardzo wiele!



Pójdziesz ze mną na wesele, pójdziesz ze mną na przyjęcie

i kolację, spacer, na deser

 kawę

 i czekoladę.

Zatopię w Tobie usta, a zegar stanie,

 ze wstydu gdzieś na ścianie...



O Boże! o mój Panie!

cóż to próbuję, Cię na śniadanie

o Matko, jesteś jak pyszne ciasto, jak piernik?

może wafelek w białej czekoladzie,

 a może wiśnie w ikrze

łykiem szampana,

czekoladą od rana

 czerwonego słodkiego wina bukietem.

Ty poranna kawo,

 jedna chwilą na cały dzień

jedno spojrzenie,

 tylko jedno zamyślenie

jedne westchnie,

 na talerzu szaleństwo!

Malarstwo,

 jazda figurowa,

 taniec Argentyński

spacer po górach,

 kąpiel w Oceanie

Indyjska cynamonowa herbata,

 no może imbirowa, a może z miodem a może z twoich dłoni…

cóż to wieczorny spacer, polowanie na świetliki

machanie do gwiazd, ognisko i wędkarskie trzęsawisko…

Komary i pokrzywowe oparzenia,

Wakacyjna opalenizna, łąkowa a może kwiatowa kołderka

Gdzieś sami, gdzieś daleko, ponad tymi sprawami innymi światami…



Czy to tylko marzenie, czy to tylko jedno westchnienie

a może szczęście, i zamyślenie.

Czy to jest marzenie, a może historia,

może tylko wymyślenia a może szczęście i jego spełnienie… 

piątek, 9 stycznia 2015

Płynąć ponad prąd...


Śmiało płyń pod prąd na nieodkryty ląd
płynę przez siedem pradawnych mórz
znużony już, lunetą wypatrując przystani,
na niebie słońce i nocy mrok, spotykam Celtów,
gdzieś tam przystanę może już, niesie mnie wiatr
który poderwał żagle unoszące się nad horyzontem.
Staję rankiem na  łodzi podnosząc powoli lunetę
obracam głowę  szukając kawałka delikatnej ziemi.
Prąd znosił drewnianą delikatną łódź na bezkresy obojętnych uczuć,
przez zakręty smutku i nie pozostawionego na ustach pocałunku...
Płynąc tak w bezkresie czasu, usłyszałem jeden nocą głos
płyń przeciwnościom na wskroś, dziś pozostała tylko za zdradę złość.
Na piersi medalik z wielkim poświęceniem wiosłując bez wytchnienia.
Z oddali wypatrzyłem światło, zanikające i się delikatnie pojawiające.
Latarnik dzielnie stał na straży biegnących lat
mojego poszukiwania węzła miłości,
pocałunku, niosącego zamknięte powieki wyobraźni o tej jedynej tam gdzieś....
Wiej wiatr szepcąc mi na ucho o pocałunku, o świecie odległym
o woreczków srebrników nie wieki,
Widać ciszę i nadzieję radości
może tchnienie miłości a może rozmów szczerych i wielkich słów...
Przybijając do brzegu, klękam i całuje w dłonie tą która tam czekała...

niedziela, 4 stycznia 2015

Betrayal

one goal one sense
sins and blood
Death and Love
+++++
without forgiveness
without question
without being told
+++++
world lies
indifference
love and blood
black sun
black day
without the words
only targets
+++++
lies
fear, fear, FEAR ...
+++++
There is no longer the future
There is no logic
No language
is the only goal ...