wtorek, 15 kwietnia 2008

Na zielonej łące...



Patrzę w niebo błękitne obłoki przepływają niczym statki
po jeziorze
kładę się na zielonej trawie mięciutkiej pachnącej
słyszę śpiew ptaków ich wielką pieśń , klekot bocianów
krzyk żurawi śpiew skowronka,
cieplutkie promienie ogarniają moją twarz
dotykają delikatnie mych oczu
niewielki szum lasu jeszcze w paczki przyodzianego
zieloniutkie malutkie dopiero budzące sie z zimowego snu zielone śliczne
listki każdego drzewa
skarby tej ziemi powietrze przejrzyste pachnące
podmuchy wiatru przyjemne
ptasią pieśń roznoszące to wszystko dzieje sie na tej łące...

kocham leżeć na zielonej łące spoglądać w błękitne niebo
nie myśleć o całym świecie nie martwić się o jutro spróbować żyć chwilą
to wspaniałą cudowną jedyną w swoim rodzaju właśnie tu na tej ślicznej łące...



Nie ma myśli
nie ma wspomnień
jestem tylko ja i zieleń łąk szum lasu podmuch wiatru
zielone listki śpiew ptaków cieplutkie powietrze
tu bym chciał umrzeć
tutaj chciałbym zasnąć na wieki wśród tego co mnie otacza
swym ostatnim spojrzeniem zobaczyć to wszystkim ostatnim westchnieniem
żegnając sie
powiedzieć dziękuję Ci Panie za to co stworzyłeś
i za to że właśnie ja tu w tym miejscu byłem...

sobota, 12 kwietnia 2008

bo ty odszedłeś a ja nie potrafię już żyć


W jednej chwili życie staje się koszmarem
tyle lat tyle dni tyle wspólnych chwil
wspólne łzy! krzyki! radości! marzenia! zamieniają się w pył
z tego świata odchodzi ukochana osoba

nie akceptujesz rzeczywistości nie potrafisz normalnie żyć,
każda sekunda myśl każda chwila to łzy
ten obraz wspólnych dni
spojrzeń bez słów wspólnej modlitwy
splecionych dłoni błahych kłótni odwróconych twarzy
to juz nigdy nie wróci
zimna dłoń blada twarz tysiące wspólnych chwil



cały ten świat ta wielka miłość wszystko umiera
bo ty odszedłeś a ja nie potrafię już żyć
słów brak... sił brak... wielka pustka...
cisza... kiedyś razem w siebie wpatrzeni teraz tylko moje odbijcie
samotne...
puste...
wypalone...
przyćmione...
opuszczone...

Pamięć potęga myśli wspomnień ten uśmiech
to ramię to serce cieplutkie kapiące łzy spadające kamyki
bijące w ziemię twarz raniona każdego dnia oczy naszymi dniami pochłonięte...
Ostatnie pożegnanie ostatnie muśniecie ust z oczy spadających tysiąc łez
modlitwa przy grobie każdego dnia paląca się znicz
i jedna tylko myśl co zrobić żeby przy tobie tam jak najszybciej być...


patrzę na świat jak by to był ostatni dzień...



patrzę na świat jak by to był ostatni dzień
wsłuchuje sie w szum wiatru czuje zapach kwiatów
leżę na zielonej łące patrząc w błękitne niebo
bialutkich obłokach widzę odbicia przeżytych ziemskich dni
przypominam sobie najpiękniejsze chwile
wspomnienia przynoszą łzy czasami płyną z bólu
jaki wyrządziłem i jaki wyrządzono mi...

patrzę na to wszystko tak jak by miało nie istnieć
było snem który prysł płomieniem który gdzieś tam wśród miliona innych zgasł
tak ciężko stawiać pierwsze kroki tak ciężko wysłuchać innych
tak ciężko powiedzieć co sie czuję o tym jak serce wędruje

wspominam ludzi których już nie ma a byli dla mnie wszystkim
ostoją miłością najwspanialszym darem odwiedzam miejsca tak mi bliskie
tak śliczne żegnam się z wiatrem hulającym lasem szumiącym
gwiazdami błyszczącymi księżycem święcącym dla mnie
spoglądam na cztery strony świata żegnając te miejsca gdzie byłem
miejsca które zobaczyłem noce w których śniłem
muzyce przy której się budziłem przebaczyłem ludziom których nie nienawidziłem
po czym odszedłem w ciszy z prawdziwą radością za to wszystko co spotkałem
dotknąłem poczułem dziękuje Bogu za każdy dzień w którym żyłem...




kiedyś w niebie czeka mnie nagroda tylko z Tobą rozmowa...



Jak to jest wiedzieć o czyimś istnieniu
Nie wiedząc o jego miłości o łzach o wielkim bólu
historia która miała miejsce wspomnienia
zapisane na złotych kartach tego świata

czemu nie słyszysz tych słów tej pieśni o niespełnionym uczuciu
o cierpieniu bezkresnym o miłości która tętniła lecz zgasła
o winie bezkresnej o sile która trzymała przy życiu
o dwojgu ludzi o spojrzeniach przejrzystych
o łzach nie zapomnianych o miłości tak cudownej
o słowach tych powiedzianych i tych których zabrakło
uśmiechu który można było poczuć o wierze tak silnej
nadziei która pozwalała żyć o gwiazdach na niebie księżycu
świecącym tym który przypomina tamten wieczór tych kilka świetlików
marzenia które już sie rozpłynęły o nocach bez snu
o wielkim niespełnieniu do śmierci tęsknoty
o bólu za grzechy popełnione krzyżu na barkach dźwiganych
o zawahaniu zamyśleniu każdego nowego dnia
myślach tak przejrzystych jak łzy spadające
śnie w którym jesteś o sercu nie potrafiącym zapomnieć
to nigdy mi sie nie uda ja tego nie chce
może życie popłynie inaczej nigdy juz nie zobaczę obrazu twojej twarzy
może kiedyś ulica obejrzę sie widząc Cie lecz nie podejdę
z bólu... z wielkiej krzywdy... z nie spełnionej miłości...

Każdego dnia BÓG widzi czyta co myślę
może kiedyś on sam Ci to wyjaśni czemu tak musiało się stać
dlaczego ta historia nie mogła inaczej się zakończyć dlaczego ta miłość
nie potrafiła naprawdę żyć On pokaże Ci co ja czułem jaka miłość straciłem
jak bardzo blisko mogłem być jak cieszyć sie z łez szczęścia
może ta pieśń słów jest nie pojęta rozpacz serca ubrana tylko w słowa...
kiedyś w niebie czeka mnie nagroda tylko z Tobą rozmowa...






Zamykam swoje oczy próbuję dojrzeć dobroć



widzę ptaki na niebie tak czarne węglem powlekane
słyszę krzyki tak silne wyładowania burzowe
słyszę szum drzew słowa ich wielkiej krzywdy
czuję powietrze tak ciężkie przygniatające
patrzę w oczy ludziom nie widzę w nich dobra
szatańskie spojrzenia lodowatość przejmująca oziębłość

Zamykam swoje oczy próbuję dojrzeć dobroć
szukam aniołów chodzących cichym szeptem po tej nie szczęsnej ziemi
widzę miłość która kiedyś istniała
widzę ludzi którzy byli wszystkim

Spoglądam na niebo tak błękitne nie teraz tak bardzo krwiste
krwią splamione rzeki stopy tak poranione ręce tak przebite
widzę tego jedynego zbawcę umiłowanego cierpiącego
zmartwychwstałego odkupującego grzechy moje i tych błądzących

grzech istnieje niszczy harmonie między nami
błądzącymi zagubionymi nieszczęśliwymi lecz dalej żyjącymi
zejście z prawdziwej drogi prowadzi do szatańskiej przestrogi
zamyślenie zbłądzenie grzechu przyjęcie
piętna wybicie na duszy czystej nieskazitelnej bezcennej

droga człowieka jest pełna nie powodzęeń zakrętów
zniszczonych uczuć niespełnionych miłości
tragedii wielkiego grzechu szatańskiego spojrzenia
na wolna wolę kierujeącą sie w złą stronę..
wyjście jest jedno wiara modlitwa przebaczenie
grzechów odkupienie umocnienie i wieczne zbawienie....
.