Wstaje wychodzę na drewniany skrzypiący taras
słyszę szum traw, hulający wiatr, widzę krajne odległą
zieloną nie tknięta ludzką ręką słońce wschodzi chmury
snują się wolno tak ociężale, wstaje nowy piękny dzień
w ręku kubek herbaty która szybko stygnie
na ustach szeptu wiatr oczach zielone połacia traw
pod nogami stare drewno nad głową wstające słońce
w oddali słychać szczekającego psa, gdzieś śpiewa ptak
Słońce nowy dzień i ten promyczek nadziei na następne
chwile dwie, niech życie biegnie niech trwa
Poranna rosa, każde źdźbło jego szum
wśród tych pięknych pól, przejdę obok
miłości która wydarzyła się
moje życie dawne pozostało tu
nigdy już nie opuszczę tych miejsc.
Chciałbym zobaczyć Cię tu
wśród tych pól, złotych zbóż
gdzie wiatr unosi pylący się kurz
Gdzie topole szumią gdzie świetliki rozświetlają
ścieżkę którą podążałaś gdzie niebo odzwierciedlało
miliony chwil, krótkich cudownych palących płomyk miłości...
Pozostanę w tym miejscu bo tu kończy sie moja wędrówka
nie wiem ile jeszcze takich pięknych dni, lecz wiem że każda sekunda stała się złotem aby tu być każda minuta bezkresem a godzina wiecznością